Podczas XXV sesji Rady Miasta Oleśnicy, która odbyła się 28 stycznia 2021
roku, pojawiły się wątpliwości co do rzetelności protokołu z poprzedniej
sesji. Ujawniono również tajemnicze powody, dla których zapis video z
ostatniej sesji Rady Miasta aż do tej pory nie został opublikowany.
Pisze o tym "Panorama Oleśnicka" nr 5, 2-8 lutego 2021, s. 4, w artykule Niecenzuralne usuwamy?:
- Na sesji grudniowej padło wiele słów niecenzuralnych. My musimy to usunąć z nagrań - oświadczył sekretarz Michał Pawlaczyk. Zmieniamy więc rzeczywisty przebieg obrad?!
- Jeżeli wejdziemy do archiwalnych nagrań sesji to - w miejscu transmisji obrad z grudnia - ku naszemu zdziwieniu pojawi się transmisja z dzisiaj [28 stycznia]. Dlaczego nie ma zapisu wideo poprzedniej sesji? - zapytał Damian Siedlecki z klubu KO.
- Też zwróciłem uwagę, że transmisja poprzedniej sesji jest nie do odsłuchania. A obowiązek umieszczenia jest ustawowy. Nie tylko na BIP, ale na oficjalnej stronie UM. Mamy wielomilionowe wydat-ki na cyfryzację, minął miesiąc, a transmisji nie ma - dodał Paweł Bielański (OR).
- Sprawdzimy, odpowiemy - stwierdził Aleksander Chrzanowski z ORS, szef Rady. Ale okazało się, że nie ma co sprawdzać, bo wyjaśnienie jest znane.
- We wrześniu 2020 roku weszła ustawa w zakresie dostępności cyfrowej dla osób niepełnosprawnych. Transmisje muszą być opisane napisami. Sesje są wielogodzinne - przygotowanie pliku z napisami trwa. Trzeba sczytać i napisać tekst. Problemy są, jeśli nakłada się głos dwóch radnych, wtedy programy nie dają rady i trzeba zrobić to ręcznie - tłumaczył Michał Pawlaczyk, sekretarz miasta.
Radnego z klubu KO to wyjaśnienie nie zadowoliło.
- Sekretarz mówił, że transmisji z sesji nie ma, bo materiały są w trakcie przygotowywania. Po 1. vacatio legis już upłynęło. Po 2. w miejscu transmisji z sesji grudniowej leci ta sesja. Po 3. jest gotowa transmisja sesji z listopada - nie ma w niej treści dla niepełnosprawnych. W związku z tym pytanie - to może być czy nie może być udostępniane? Niekonsekwencja. Brak transparentności - ocenił rajca.
- Nie ma czegoś takiego jak vacatio legis... - zaczął polemikę Pawlaczyk. - ...jest do ustawy - wtrącił Siedlecki. - Tak, ale nie do napisów - powiedział wtedy sekretarz. - To nowe rzeczy. Sesja jest wielogodzinna. Urządzenia przekręcają nazwiska, wiele stwierdzeń - tłumaczył. - Biję się w piersi. Mogłoby być na drugi dzień. Ale nie da się tego zrobić przy tej ilości materiału - mówił.
I na koniec zaskoczył...
- Nazwiska muszą być zaanonimizowane. Padają inwektywy. Wiele słów niecenzuralnych. My musimy to usunąć z nagrań. Nie możemy zamieścić pliku, który narusza pewne standardy - oświadczył. - W listopadzie też padły słowa niecenzuralne. I też nie zostały wykasowane. Tłumaczenia pańskie są co najmniej mętne - podsumował wymianę zdań Siedlecki.
O co chodziło z tymi „inwektywami” i „słowami niecenzuralnymi”? Radny PiS Kazimierz Karpienko w swojej wypowiedzi przytoczył kilka haseł z protestów po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, np. „Były okrzyki „Jeb... PiS”. Barbara Kowiel przez megafon krzyknęła: „Wypier....!”. Przytoczył je w pełnym brzmieniu.
Dlaczego miałyby one teraz zostać usunięte z nagrania i stenogramu? Jeśli tak się stanie, będzie to fałszowanie rzeczywistego przebiegu obrad. W sejmowych stenogramach jest zapisane wszystko to, co zostało nagrane.
Nie tak dawno głośna była sprawa, kiedy Krystyna Pawłowicz z PiS złożyła wniosek o usunięcie wulgaryzmu ze stenogramu. Zapisano w nim, że parlamentarzystka rzuciła słowo „spier...” (w stenogramie w pełnym brzemieniu) do przemawiającego na mównicy posła SLD. Takie słowo sczytano z nagrania. (ror)
Niecenzuralne usuwamy?, "Panorama Oleśnicka" nr 5, 2-8 lutego 2021, s. 4. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Merytoryczna dyskusja. Komentujący są wyrazicielami własnych opinii.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.